Na pierwszy ogień idzie mój ostatni ciucholandowy łup - malutki plecaczek, z aksamitu :)
Za...3,50 :)
Zgarnęłam go impulsywnie, gdy już miałam wychodzić, rzucił mi się w oczy.
Pokochałam go za wykonanie, mięciutki aksamit, kolor i... zużycie.
Mam sentyment do troszkę zużytych starych rzeczy, a jego przetarte paski idealnie wkomponowują się w moje gusta. Ktoś musiał go bardzo lubić i często nosić ale mimo to o niego dbać, ponieważ oprócz tych przetarć, trzyma się doskonale i nie ma plam, zużytego dołu itp.
Kupiłam go bez żadnego paseczka do zawiązywania, ale problem był bardzo prosty do rozwiązania:
kupiłam i przewlekłam tasiemkę w podobnym kolorze, nawlekłam na oba końce koralik i spełnia swoją funkcję.
Niestety nie jestem w stanie stwierdzić, czy jest bardzo stary, ale po dokładności jego wykonania i jakości materiałów uważam że nie jest już pierwszej młodości.
Raczej nie będę go nosić do Lolity ale za to tak na co dzień do coordów vintage, Otome kei byłby w sam raz!
W tak piękny sposób opisałaś swoje zakochanie w tym plecaczku, że czyta się to zupełnie jak poezję... Nie wiedziałam, że można tak nietuzinkowo i fascynująco ubrać w słowa sposób zakupu takiego małego dodatku do codziennego ubioru... Widzę, że znasz się na modzie, a przynajmniej tej, która cię zachwyca :) Czekam na kolejne literackie wpisy :)
OdpowiedzUsuńDzięki Aneta! <3 Tak bardzo mnie to cieszy! Będą, będą <3 :3
Usuń